27 sty 2013

Mroźne przygody

Jak tu siedzieć w domu przy takiej ładnej pogodzie, szykowałem się do niedzielnego biegania od 3 dni przede wszystkim psychicznie, po środowych interwałach organizm nie mógł się zebrać i musiałem odpocząć. Ale nadszedł ten dzień dosyć mroźny, rano temperatura -10 stopni. Żeby mi nikt nie przeszkadzał postanowiłem zacząć od 9:00. Dodatkowa koszulka pod wiatrochron  i do boju cel - 14 km w tempie do 75% Hrmax.

Okazało się że mimo iż mróz duży to w słoneczku było ciepło, a powietrze tak rześkie że lepiej się biegło w takim mrozie niż przy temperaturze koło 0 stopni. Pierwsze kilometry spokojnie bez przeszkód, zaczęło się po pół godzinie pierwsi spacerowicze z psami. Przed minięciem jednego z nich który prowadził owczarka na smyczy nagle zasłonił mu oczy - zdziwiony pytam że aż tak trzeba, an to właściciel że to na wszelki wypadek. Tak się zastanawiam czy to na wszelki wypadek że mógł by mnie pogryźć czy na wszelki że goniąc za mną mógł porwać właściciela w wieku poborowym.

Najgorzej było z młodszą panią, która  chyba się nie spodziewała, że jej kundel jednej z niebezpiecznych ras będzie chciał do mnie wystartować i zbliżając się do niego bało mi ręki nie złapał. Sobie myślę, co za debilizm wyprowadzać takie psy bez kagańca. I tu się trochę podłamałem, bo chcąc robić bardziej wymagający trening, szybszy i dłuższy ciężko w Rzeszowie znaleźć trochę wolnej przestrzeni z dala od dróg i psów bez kagańców. Już myślę okupieniu gazu pieprzowego:)

A przy tej okazji przypomina misie opowieść kolegi, który kiedyś także miał problem z jednym psem. Chodząc do pracy przechodził codziennie koło jednego z domostw gdzie za każdym razem wyskakiwał do niego wyrośnięty kundel. Nie mogąc już tego tolerować kupił kilka petard. Następnego dnia, gdy kundel znowu do niego wyskoczył odpalił je. Gdy wybuchły pies nie wiedział gdzie ma uciekać. O tej pory na jego widok uciekał gdzie popadnie. Co, jak co ale tego na Wisłokiem nie da się zastosować, już chyba lepiej przy takim incydencie zadzwonić po straż miejską i uczyć ludzi odpowiedzialności za swoje zwierzęta.... ech....

21 sty 2013

Niebieskie migdałki

Odkąd pamiętam były problemy z gardłem, było to jeszcze w szkole średniej, a to angina z pięknymi ropnymi bąblami że ślinę było ciężko przełknąć nie mówiąc o jedzeniu, a to zapalenie migdałków. I tak przez całą szkołę średnią średnio 2, 3 razy w roku. Już do tego stopnia znany byłem mojej Pani doktor ze powodziła koniec! Trzeba te migdałki wyciąć! Co...? moje migdałki, zrobiłem wielkie oczy i zestresowany pomyślałem nigdy w życiu nie dam moich migdałków, żadnej ingerencji skalpela, nic z tego nie będzie.

I tak zostało do dzisiaj to znaczy migdałki na swoim miejscu i zapalenie migdałków co najmniej 2 razy w roku. Nie pomogło hartowanie na mroźnym powietrzu, witaminy, zdrowsze odżywianie, pyłek pszczeli,.... czego to jeszcze nie próbowałem, nie ma siły na te moje migdałki. Są chyba jak niebieskie migdały, ale dla bakterii i wirusów które je najwyraźniej uwielbiają, co jakiś czas powiększając je i powodując przerwy w treningach.

Nie inaczej mogło być tej zimy. Wszystko przygotowane - trasa wyznaczona, odpowiednio zmotywowana głowa, ambitny plan tygodniowy i po spokojnym niedzielnym wybieganiu klapa. Znowu migdałki i znowu tygodniowa przerwa, a tu się dowiaduję ze w Kwietniu Półmaraton w Rzeszowie się szykuje i formę trzeba przygotować, aby dobrze pobiec. Miejmy nadzieję ze to ich ostatni taki wyskok w tym roku i więcej o sobie na dadzą znać, bo zacznę myśleć o wycięciu!

Informacje dotyczące półmaratonu Rzeszowskiego:
http://www.rzeszow.pl/1/7728,vi-rzeszowski-p-lmaraton.html

13 sty 2013

Po lodzie

Po weekendzie spędzonym u przyjaciół poprzedzonych szybką decyzją - jedziemy na narty zdałem sobie sprawę że z nogami wcale dobrze nie jest,a właściwie nie jest tak ja bym chciał i sobie to wyobrażał. Mimo że to tylko 2 godziny jazdy na niezbyt wymagających i krótkim stoku w Przemyślu to jednak pod koniec jazdy ciężko było się utrzymać na nartach w przysiadzie a i dnia następnego były lekkie zakwasy. Kolejny sygnał trzeba urozmaicić treningi!

Pierwszy sygnał pojawił się przypadkowo (ileż to rzeczy przypadkowo wynaleziono :P ), chcąc pobiegać jak zwykle po stadionie na pięknym tartanie zimową porą. Myślałem super, w lekkim mrozie dawno nie biegałem. Przeskakuję barierkę stadionu i moim oczom ukazuje się piękny stadion nocą, ale pokryty kałużami.....lodu. No nie po lodzie to się biegać nie da, a tu ambitny plan pokazuje ze mam dzisiaj interwały. Co to zrobić? Idę na lód zobaczymy czy na tyle śliski, że się nie da biegać. Jak się okzało, biegać się da tylko trzeba przyjąć inną technikę biegu. I tu przyroda dała kolejny sygnał urozmaicić trening! Aby nie wywinąć pięknego orła na pięknym lodzie pięknego stadionu trzeba było drobić kroki. Dwa zamiast jednego na tej samej długości. I co się okazało, na następny dzień - zakwasy informujące, że mam jeszcze inne mięśnie na nogach, które rzadko używane dały o sobie znać.

Drugi sygnał dała także przyroda. Niedzielne poranek, pełen werwy wstaję na wybieganie. Tętno spoczynkowe, ważenie, rozgrzewka, skok przez płot stadionu i...co widzę lód! Już nie kałuże, ale cała bieżnia pokryta warstwą lodu. Wchodzę na bieżnię sprawdzić organoleptycznie może jednak się da pobiegać. No niestety prędzej na łyżwach pojeździć. I cały misterny plan w piz....u wylądował. Zniechęcony poszedłem pobiegać obwodnicą i jak się okazało wyszło na zdrowie, bo i trasa urozmaicona i trochę podbiegu się pojawiło i myśl przyszła do głowy, że trzeba ten stadion odstawić, bo się w końcu w głowie zakręci od kręcenia kółek.

Posiedziałem, poszukałem, poklikałem, powyznaczałem i coś może z tego będzie, bo już dzisiaj biegałem nad Wisłokiem na kółku długości 1 km z lekkimi przewyższeniami i lodu nie było i w głowie się nie kręci. Za tydzień znów wybieganie na plantach na jednej z tras:

Trasa I długości 1 km Planty Rzeszów

http://www.runningmap.com/?id=489636

Trasa II długości 2 km Planty Rzeszów

http://www.runningmap.com/?id=489654

ZAPRASZAM DO WSPÓLNEGO WYBIEGANIA!

Andrzej

1 sty 2013

2012/2013



Koniec starego i początek nowego roku to dla każdego czas podsumowań, przemyśleń i planów na nowy rok.

Podsumowania robić trzeba, bo pozwalają sprawdzić czy zrealizowaliśmy postanowienia i plany, a wiec! To pierwszy rok gdzie tak solidnie  …yyy… w miarę solidnie( 616 km według założonego w maju kajecika, to niewiele), zająłem się bieganiem, pojawiły się pierwsze nie zawsze zrealizowane plany treningowe, pierwsze buty do biegania z prawdziwego zdarzenia i pulsometr mierzący pracę mojej pompki ( nie musiałem już biegać na czas, ale na tętno) a także udział w lokalnych i nie tylko biegach. W tym najważniejszy i najbardziej emocjonujący bieg w sezonie Maraton Warszawski. Najważniejszy, bo pierwszy w życiu, emocjonujący, bo radość połączona z widokiem tysięcy ludzi na przy wbieganiu na metę na Narodowym nie do porównania.


Przemyślenia? … Są a jakże, bo można było lepiej, więcej, częściej a przede wszystkim z rozwagą i ostrożnością żeby kontuzji nie było. Przemyśl to sobie jeszcze raz w tym nowym roku i głowa pod zimny prysznic, gdy będziesz chciał za szybko za wcześnie za ambitnie :P
Pozostałe przemyślenia przelewam teraz na pierwszego w życiu Bloga razem z członkami naszej grupy, przemyślenia są również co do strony www, pożyjemy zobaczymy :)

2013 fajny rok będzie :) I planów mnóstwo. Trzy maratony do Korony, trochę więcej startów a przede wszystkim powiększenie grupy Bieszczadzkich Wilków. Zdrowie też w planach żeby było, oby się to wszystko spełniło… 

Andrzej