Odkąd pamiętam były problemy z gardłem, było to jeszcze w szkole średniej, a
to angina z pięknymi ropnymi bąblami że ślinę było ciężko przełknąć nie mówiąc
o jedzeniu, a to zapalenie migdałków. I tak przez całą szkołę średnią średnio
2, 3 razy w roku. Już do tego stopnia znany byłem mojej Pani doktor ze
powodziła koniec! Trzeba te migdałki wyciąć! Co...? moje migdałki, zrobiłem
wielkie oczy i zestresowany pomyślałem nigdy w życiu nie dam moich migdałków,
żadnej ingerencji skalpela, nic z tego nie będzie.
I tak zostało do dzisiaj to znaczy migdałki na swoim miejscu i zapalenie
migdałków co najmniej 2 razy w roku. Nie pomogło hartowanie na mroźnym
powietrzu, witaminy, zdrowsze odżywianie, pyłek pszczeli,.... czego to jeszcze
nie próbowałem, nie ma siły na te moje migdałki. Są chyba jak niebieskie
migdały, ale dla bakterii i wirusów które je najwyraźniej uwielbiają, co jakiś
czas powiększając je i powodując przerwy w treningach.
Nie inaczej mogło być tej zimy. Wszystko przygotowane - trasa wyznaczona,
odpowiednio zmotywowana głowa, ambitny plan tygodniowy i po spokojnym
niedzielnym wybieganiu klapa. Znowu migdałki i znowu tygodniowa przerwa, a tu
się dowiaduję ze w Kwietniu Półmaraton w Rzeszowie się szykuje i formę trzeba przygotować,
aby dobrze pobiec. Miejmy nadzieję ze to ich ostatni taki wyskok w tym roku i
więcej o sobie na dadzą znać, bo zacznę myśleć o wycięciu!
Informacje dotyczące półmaratonu Rzeszowskiego:
http://www.rzeszow.pl/1/7728,vi-rzeszowski-p-lmaraton.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz