Mam jakieś Deja Vu. Znowu przerwa w bieganiu bo przyczepiła mi sie do nogi kontuzja i to bardzo dziwna, pierwszy raz mam to paskudztwo, boli po wewnętrznej stronie łydki na styku z kością piszczelową. Co ja do cholery zrobiłem że mnie tam boli? Półmaraton przebiegłem spokojnie bez żadnego większego bólu, rozbieganie we wtorek lekkie, spokojne pół godziny też bez problemów. Byłem jeszcze w sobotę pierwszy raz na Biegam Bo Lubię, biegaliśmy 4 x 3 minuty z przerwą 2 minuty, i trochę po szybkim biegu zaczęło boleć, a już w niedzielę ledwie przetruchtałem 5 km. A więc trzeba było siąść na czterech literach i się wspomagać maściami i zimnymi okładami czekając kiedy przejdzie. Mam nadzieje, że się odczepi przed sobotą, planowałem pobiec 5 km wokół Nowego Miasta w Rzeszowie. Jednak intuicja mi podpowiada że może być ciężko.
Cóż to jednak za dramat w porównaniu do tego który zdarzył się dzisiaj na mecie 117 Maratonu Bostońskiego, gdzie szaleńcy podłożyli bomby, zgięli bogu ducha winni ludzie i dzieci a wielu biegaczy i kibiców zostało rannych. Wyrazy współczucia dla wszystkich ofiar :(. Ehhh... do czego ten świat zmierza...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz